niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział II

Dotknęła kostki, czując lekkie zimno, lecz trwało to kilka chwil. Była bardzo zdziwiona i wręcz zdezorientowana wszystkim co teraz ją otacza. Dziwne zachowanie Harry’ego też ją bardzo zdziwiło. Roselyn jest ciekawska i będzie dopytywać o wiele spraw.
Wyciągnął z kieszeni telefon i pokierował się w stronę drzwi od małej łazienki. Zamknął drzwi, kątem oka obserwując dziewczynę, która dalej trzymała się za kostkę i błądziła oczami po jego mieszkaniu. Gdy usłyszał ochrypły głos po drugiej stronie, odwrócił głowę i wziął głęboki oddech.
– Mam nadzieję, że dobre wieści przynosisz... – powiedział Ten Ktoś.
– Życie jest pełne niespodzianek, nieprawda Bieber? – prychnął loczek, krzywiąc usta i mówiąc najciszej jak może.
– Jeżeli chcesz bym zabił Louisa nie ma mowy. Nie będę zabijał kumpli, tylko dlatego, że lecą na twój gruby tyłek – rzucił drwiąco Ten Ktoś po drugiej stronie.
– Nie chodzi o to – syknął. – Chodzi o... – zaciął się. – Pewną feministyczną lafiryndę, która jest jak wrzód na dupie. Przyjeżdżaj do Manhattanu, wątpię, że jest to coś mniej ważnego niż twój burdel w Seattle.
– Jeszcze słowo, a będziesz lizał mi jaja – warknął, po czym westchnął z rezygnacją Ten Ktoś i dodał: – Czekajcie na mnie w Treak Club o pierwszej. Wypatrujcie mnie w ciemnych kątach.
– Lubisz się witać z klasą, ale nie musisz. Tamara i tak jest z Niallem.
Harry zaśmiał się, akcentując każde słowo. Ten Ktoś rozłączył się, a on schował telefon do tylnej kieszeni. A gdy otworzył drzwi, zobaczył tylko pustkę. Roselyn uciekła, a on zaczął przeklinać pod nosem.

Roselyn zdyszana leciała w stronę domu, zupełnie zapominając o tym jaki był cel wycieczki. Gdy była przed własnymi drzwiami od domu, zauważyła, że są uchylone. Otuliła się ramionami, gdy powiał ostry podmuch wiatru, który był lodowaty. Zacisnęła usta i potruchtała do drzwi. Jej włosy powiewały w różne strony. Zawołała babcię i mamę... odpowiedziała jej cisza. Wielokrotnie już to zrobiła, ale dom był po prostu pusty. I zimny. Na dworze było coraz ciemniej, Roselyn nie wiedziała co robić. Usiadła w kącie pod schodami i wyciągnęła telefon z kieszeni. Wybrała numer do Tiffany, lecz po wielokrotnych próbach nie odebrała. Babcia Madeleine nie miała telefonu, iż zawsze zostawiała kartki gdzie wychodzi, co trzeba zrobić, lub po prostu siedzi w domu w kącie i popija miętową herbatę. Nawet pytała sąsiadów, jednak nikt nikogo nie widział. Roselyn miała w głowie pustkę. Jedyną osobą, do której z chęcią zwróciłaby się o pomoc jest to o dziwo – Harry. Wróciła do domu i zapaliła światło. Mimo jaki był dzisiaj dla niej okropny, nie żałowała, że wylał na nią wodę. Nie. Była nawet wdzięczna.
Osunęła się po ścianie i objęła nogi, aby się ogrzać. Kiedy chciała już zamknąć oczy, coś zaświeciło przed nią. Możliwe, że to blask srebrnego księżyca, lecz to leżało na stole. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła. Wstała leniwie i ciekawa podeszła do stołu. Na nim leżała kartka i cztery szmaciane woreczki z różnymi kolorami. Jedna miała srebrny, drugi pomarańczowy, trzeci czerwony, a czwarty złoty. Ściągnęła brwi. Wzięła jedno do ręki i otworzyła zawartość woreczka. W nim była mała fiolka. Schowała fiolkę i wzięła kartkę do ręki:

Nie zastanawiaj się skąd to jest, lub co to jest. Po prostu podziel się tym z przyjaciółmi z ulicy. Czwarta jest dla ciebie. To prezent, kochana Roselyn.
Anastasia

Roselyn przełknęła głośno ślinę. Nie kojarzyła imienia, pisma, a co dopiero tych przyjaciół. Po raz kolejny próbowała dodzwonić się do mamy i babci Madeleine. I tym razem próby poszły na marne. Schowała do kurtki trzy woreczki. Ostatni ze złotą wstążką trzymała w ręku i zastanawiała się co to mogłoby być. Poczuła się jak Alicja z Krainy Czarów. Wyciągnęła, po czym połknęła zawartość. Smak był gorzki, czuć było cynamon. Jak u niej w domu. Nie poczuła nic prócz tego. Myślała, że od tego urośnie, albo zmaleje. Nic z tych rzeczy. Wciąż myślała o Harrym i o tym, by zapytać co to wszystko ma znaczyć. Kilka łez spłynęło po jej policzku z tęsknoty i z bezradności. Złapała się za kostkę, która niespodziewanie zapiekła, jakby ktoś przyłożył jej rozżarzony węgiel do skóry. Syknęła przez zaciśnięte zęby i odkryła skarpetkę. Ujrzała wyryty napis:

Treak Club

Ściągnęła brwi i oblizała usta. Ból ustał. Kiedy zrozumiała, że w Manhattanie jest taki klub. To wszystko ją przerosło. Wzięła głęboki oddech i wstała. Pokierowała się do swojego pokoju, po czym jak najprędzej wyciągnęła sukienkę, którą ubrała na przyjęcie jednej z koleżanek ze starej szkoły. Znowu smutno jej się zrobiło. Te  wspomnienia doprowadzały ją do szału.
Ale nic teraz się nie liczyło. Tylko to by dowiedzieć się o co w tym chodzi. W ciągu godziny jej życie stało się jedną wielką niewiadomą. Sądziła, że w tym klubie dowie się kto to Anastasia i co tutaj się dzieje. Poszła pod gorący prysznic i zrobiła wszystko, by dobrze wyglądać chociaż raz. Sukienka była na ramiączkach, miała słodkie falbany i koronkę. Ubrała zamiast trampek, botki z bawełną od wewnątrz. Wyglądała nienajgorzej. Włosy podkręciła lokówką, dzięki czemu wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Nałożyła na siebie sweter i wzięła szkolną torbę, wyciągając z niej książki, a wkładając klucze, telefon, ładowarkę, portfel, pieniądze, oraz cztery... trzy woreczki. Uznała to za żart, ale wolałaby się przekonać na innych. Być może się przyda.
Do centrum Manhattanu pojechała taksówką, iż piechotą byłoby za daleko. Miasto tętniło niewyobrażalnym życiem, dorośli ludzie nawet bawili się i przechadzali po ulicy. Czuć było zapach benzyny, papierosów, oraz alkoholu w pobliżu Treak Club. Był to najbardziej tętniący życiem klub w pobliżu. Kiedy w końcu trafiła na swoją kolej, (a kolejka była dość długa), zapłaciła wykidajło, następnie weszła do środka. Było ciemno, cuchnęło potem, alkoholem i papierosami. Nie chciała nawet wiedzieć co dalej. Usiadła przy barze, a barman popatrzył na nią dość sceptycznie. Nie wiedziała co robić. Czuła na sobie jego wzrok, a serce biło do rytmu piosenek, które leciały nie wiadomo skąd.
Poczuła na szyi kolejne, gorsze piekące uczucie, oraz dziwny dreszcz przechodzący przez jej kręgosłup. Gwałtownie odskoczyła od miejsca, zauważając, że mężczyźni zamierzali do niej podejść. Wyślizgnęła się między nimi i powędrowała do łazienki. Nie pachniała najlepiej, ale najważniejsze było lustro. Stanęła przed nim i zauważyła:

Święty spokój będziesz miała jak trafisz nieco wyżej oczu.

Odkręciła zimną wodę, po czym obmyła świeżą ranę. Piekła, ale starannie ją obmyła, tak aby była ledwo widoczna. Spojrzała na zegarek. Za pięć dwunasta. Otworzyła z lekkiego szoku szerzej oczy. Nigdy nie była do tak późna poza domem, lecz z racji tego, iż nikogo nie było w domu, nie mogła jej doczekać kara. Coraz bardziej zaczęła się denerwować. Niecierpliwiła się z sekundy na sekundę. Już nawet zaczęła tracić nadzieję na cokolwiek. Wychodząc, wpadła na kogoś wyższego od niej samej. Tym razem nie miał wody, ani nic do picia. Był ubrany w białą koszulę i czarny podkoszulek. Rysy twarzy były znajome. Harry. To tak jakby stanął przed nią Anioł, który ma zamiar pomóc jej w trudnych chwilach. On osłupiał widząc ją w klubie. Zacisnął zęby i złapał ją za ramię. Pociągnął z powrotem do łazienki i popchnął od siebie. Nie mógł opanować emocji.
– Co ty tu u diabła robisz?
– Co ty tutaj robisz? – założyła ręce na piersi. Harry podszedł do niej kilka kroków, jednak ona zrobiła w tył tyle samo ile on.
– Pierwszy spytałem... Jak się czujesz? Kostka nie boli? – odchrząknął. Ona milczała, patrząc na popisaną kafelkową ścianę. – Przestań się boczyć! Dlaczego uciekłaś? Prosiłem, zostań!
– Nie zamierzałam siedzieć u ciebie całą noc! Poza tym, mojej babci nie ma w domu, jak i mamy i nie wiem co teraz robić.
– Po cholerę przyszłaś do klubu, śledzisz mnie? – złapał ją za nadgarstek i sprawił, by spojrzała w jego szmaragdowe oczy, które hipnotyzowały. Zacisnęła usta i odsunęła się. – Odpowiedz, feministyczna lafiryndo!
Roselyn miała dosyć słuchania tego co mówi, więc po prostu machnęła płaską ręką w jego policzek, który po chwili zapiekł. Na twarzy stał się czerwony jak burak i ledwo opanował się od podniesienia na nią ręki. Ona panicznie odsunęła się od niego i zaczęła głośno z dużymi przerwami oddychać.
– Harry, gdzie ty-
Blondas o imieniu Niall stanął w progu drzwi do łazienki i zauważył swojego nerwowego przyjaciela, oraz nową znajomą twarz ze szkoły. Był zmieszany i nie wiedział co powiedzieć.
– Harry, Jay będzie za półtorej godziny, lepiej chodź, zostaw ją – szepnął mu do ucha, łapiąc go za ramię i kierując w stronę drzwi. W ostatniej chwili loczek odepchnął od siebie przyjaciela i ostrym spojrzeniem przejechał wzdłuż bezbronnego ciała szesnastolatki. – Odpuść.
– To przez nią, chciałem by Bieber zjawił się w Manhattanie, idioto – warknął cicho, łapiąc go za kołnierz od t-shirtu. Niall spojrzał na Roselyn zdziwionym spojrzeniem.
– Idę poszukać Tamary i Louisa – mruknął i bez zbędnych słów ich opuścił. Harry wziął kilka głębokich oddechów, a ona drżała objęta własnymi ramionami. Jej piwne oczy były szklane. Wyczuł, że się boi.
– Lepiej chodź. Przy okazji kogoś poznasz... – powiedział.
– Nie ufam ci – syknęła.
– Spróbuj. Nie zamierzam się pieprzyć z małolatem – prychnął, po czym wyszedł. Zamknął drzwi, ale wiedział, że za chwilę poczuje jej zapach przy swoim boku. Roselyn i tak nie miała nic do stracenia. Wybiegła z łazienki i ujrzała jego białą koszulę w tłumie, przeciskając się między spoconymi ciałami innych ludzi.
Głośna muzyka nawet zagłuszała jej myśli. Harry po chwili stanął przed wielgaśnymi, granatowymi drzwiami. Otworzył je i  grzecznie poczekał, aż Roselyn pójdzie wraz z nim. Spojrzała na niego, Harry skinął głową, po czym oboje weszli do środka. Tam było również ciemno. Rudowłosa dziewczyna siedziała na skórzanej kanapie w obcisłej sukience o kolorze pomarańczowo-żółtym. Kiedy odwróciła wzrok, aż oniemiała z wrażenia kogo widzi. Louis siedział obok i popijał czerwonym napojem.
– Roselyn! – Tamara rzuciła się z radością na nową koleżankę i spojrzała na Harry’ego, patrząc znacząco. On schylił głowę i zagryzł wargę. – Skąd się wzięłaś?
– Podejrzewam, że z waginy jej mamy – usłyszeli prze dziecinny głos geja, popijającego alkohol. Niall zaśmiał się.
– Trafne, Louis. Trafne.
– Kiedy Justin będzie, zaczynamy się niecierpliwić? – powiedziała lekko zirytowana i zniecierpliwiona dziewczyna.
– Za godzinę – wyjaśnił loczek i sięgnął na szklanym stoliku po drinka.
– To po cholerę szykowałam się dwie godziny, jak mogłam zacząć się szykować teraz i byśmy przyszli o odpowiedniej porze! – powiedziała głośno, a Roselyn stała jak posąg. – Czasami cię nienawidzę, Harry!
– Ale wiem, że dalej masz słabość do moich dołeczków – wytknął jej język i zjadł oliwkę, która znajdowała się w drinku.
– Ty chyba jedyna rzecz, którą w tobie kocham – wywróciła oczami.
Roselyn odchrząknęła, a wszystkie oczy po chwili spadły na nią. Wzdrygnęła się i wzięła głęboki oddech.
– Czy ktoś zna jakąś Anastasię? Włóczyła się tutaj może?
Nastała cisza, a wszyscy wymienili się spojrzeniami. Harry ugryzł kieliszek i wypił do końca drink.
– Ja znam Anastasię Steele z trylogii Pięćdziesiąt Twarzy Greya – wykrzyknął uradowany Louis. Wszyscy się zaśmiali, jednak Harry’emu nie było do śmiechu. Tamara pociągnęła ją do kanapy i obie usiadły. Roselyn czuła się dziwnie. Serce waliło jej młotem.
– Nie znamy żadnej Anastasii, Roselyn. Przykro nam, ale nie umiemy pomóc – westchnął Niall, siadając obok Tamary. Tamara przylgnęła głową do jego piersi, a blondyn ucałował ją w czubek głowy. Harry siedział cicho zamyślony, a blondynka kątem oka na niego patrzyła. Gwałtownie, w jakichś dziwnych okolicznościach, Harry runął na ziemię, stolik niespodziewanie się wywrócił, a szkło rozrzuciło się po podłodze na kilkadziesiąt kawałków. Roselyn chciała wstać, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Zauważyła, że nikt nie zwraca na to uwagi. Gdy Harry znalazł się na ścianie, zaczął się głupio śmiać, a ona zmarszczyła czoło.
– Dlaczego ja nadal się na to nabieram, Bieber? – pomachał dłonią przed sobą, a na podłogę zsunął się skórzany płaszcz. Z niego wyłonił się wysoki chłopak. Miał włosy ułożone jak Elvis Presley, jakby użył pomady. I chyba naprawdę tak było. Miał czarne dżinsy na sobie i czarny t-shirt z kołnierzykiem w kształcie litery V.
– Bo jesteś totalnym idiotą, że nazywasz mój stary dom burdelem. To jest kara za traktowanie tego wszystkiego jak gówno.
– Może i jestem idiotą, a moimi przeprosinami jest pewna dziewczyna, która ma ciekawą historię do opowiedzenia. Roselyn... mogłabyś tu podejść?
Kątem oka Harry spojrzał na nią, a Tajemniczy Chłopak odwrócił głowę, a ich spojrzenia się zetknęły. Była podenerwowana, a już dłonie zaczęły się pocić. Wstała i niepewnie podeszła do nich obojga. Była o głowę mniejsza od Tajemniczego Chłopaka, który był nawet ledwo wyższy od Harry’ego.
– Kim ona jest? – syknął w stronę loczka Tajemniczy Chłopak.
– Jestem R-roselyn i-
Tajemniczy Chłopak przerwał jej.
– Wiesz, że nie może tutaj być. Po jaką pierdoloną cholerę ona się tutaj znalazła. Przyprowadziłeś ją?
Harry odepchnął go od siebie.
– Sama tutaj przyszła. Pomyśl czasem, Bieber... jestem zbyt zaborczy i takie feministyczne lafiryndy nie lubią niegrzecznych chłopców, czyż nie?
– Co się tutaj do cholery dzieje! – wybuchła blondynka, zwracając tym samym ich uwagę. – Ja nawet nie chcę tutaj być!
– Pytała o Anastasię – mruknął Harry, patrząc na Tajemniczego Chłopca. Jemu zaświeciły oczy i zaczął się panicznie bać. Tajemniczy chłopak popatrzył na nią i zbliżył się. Złapał ją w pasie stanowczo, jednak ona próbowała się wyrwać. Zaciągnął się jej zapachem i objął jeszcze mocniej.
– Hej, puszczaj mnie, zboczeńcu! – wykrzyknęła. – Harry, pomóż mi!
– Właśnie to robię...
Poczuła gorące usta chłopaka na szyi, aż nogi jej zadrżały i dosłownie przez jej ciało przeszły różne myśli. Chwilę to trwało, a Roselyn jedynie patrzyła w oczy Harry’ego. Oboje patrzeli na siebie bardzo zdezorientowani. Tajemniczy Chłopak popatrzył na nią i zauważył jak patrzy na Harry’ego. Uśmiechnął się zadziornie, wiedząc, że robi to tylko dlatego, by nie spłonąć ze wstydu, patrząc na niego. 

5 komentarzy:

  1. o matko! cudowne! ♥ tak fantastyczny rozdział, że przeczytałam go dwa razy! chyba ze znajomości Harrego i Roselyn coś się narodzi, czyż nie mam racji? :D czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno wielkie wow.
    jestem naprawdę ciekawa ich historią. Wiele tutaj tajemnic i to jest fajne :d
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! ; )

    Pozdrawiam i w miedzy czasie zapraszam do siebie: http://sad-and-happy-story-jelena.blog.onet.pl. ; )

    Olla.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Awards ;) Więcej informacji tutaj: midnight-niall-horan-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. WOWWW <3 to jest ... nie umiem opisać ;**
    zapraszam do mnie jeśli lubisz opowieści fantastyczne http://tell-me-something-what-i-do-not-know.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń