Nowy Jork, 31 sierpnia 2012
Szesnastoletnia
dziewczyna szła chodnikiem na dzielnicy Harlem w Nowym Jorku i rozglądała się wokół
siebie. Wokół panowała ciemność, uliczne latarnie oświetlały okolice. Było dość
chłodno. Ulicami przejeżdżały samochody i rowerzyści. Miała ciemnoblond włosy, jasną
karnację i była dość wysoka jak na szesnastoletnią dziewczynę z Nowego Jorku.
Oczy piwne. Na głowie miała czarną czapkę krasnala, dżinsy z dziurami w
kolanie, już odrobinę zaniedbane czarne trampki i skórzaną kurtkę. W uszach
słuchawki, a z nich wyłaniała się znana piosenka Princess Of China wersja akustyczna.
Kiedy
postawiła kolejny krok, była przy jednej z ulicznych latarni. Zamigała
wielokrotnie, a ona uniosła wzrok na nią. Na latarni pojawił się znikąd lód, a
wiatr stał się jeszcze gorszy. Zatrzepotała rzęsami i nogami, po czym schowała
do kurtki zimne dłonie. Poszła dalej, lecz latarnia nadal migała.
Niespodziewanie żarówka w niej pękła.
Była
metr od domu, gdy usłyszała grzmoty i zaczęło się błyskać na ciemnym niebie. Nagle
mocna ulewa spadła, a ona w jednej chwili stała się mokra, a włosy przykleiły
się do szyi. Słuchawki wypadły jej z uszu. Dziewczyna w ostatniej chwili
otworzyła drzwi do mieszkania, w którym buchnęło ciepłem i znanym zapachem
cynamonu. Ściany na korytarzu były jasnożółte, jednak przez lata stał się
wyblakły i nikt z tym nic nie robił. Powiesiła na wieszaku przemokłą kurtkę,
ściągnęła buty i rzuciła je w kąt. Weszła do kuchni gdzie na kanapie siedziała
starsza kobieta. Popijała miętową herbatą, oglądając serial kulinarny, a kiedy
dziewczyna odchrząknęła, zwróciła ku niej swoją uwagę. Uśmiechnęła się na jej
widok. Ciemna blondynka usiadła na kwiecistej kanapie, obok swojej babci. Salon
był dość mały. Ściany były koloru nudle, a na nich po obwieszane pejzaże.
Chryzantemy, róże i fiołki stały na parapecie, które już dawno powinny być
wyrzucone do kosza. Płatki tych kwiatów były już zaschnięte i brzydkie. Po
chwili poczuła jak ktoś kładzie rękę na jej ramieniu. Uniosła głowę, widząc
młodą kobietę o kruczoczarnych włosach. Na szyi wisiał śliczny naszyjnik w
kształcie tulipana – prezent urodzinowy. Wymieniły spojrzenia, jednak
kobiety był bardziej surowy. Dziewczyna doskonale wiedziała gdzie musi się
teraz udać.
– Idź się wyspać jest już późno, a wiesz co cię czeka
jutro – zadeklarowała matka. Kiwnęła głową, ucałowawszy babcię w policzek,
następnie mamę. Potruchtała na górę, a kolejny korytarz był skromny. Jednak
dalej te same wyblakłe ściany, a drewniana powierzchnia skrzeczała. Rozpięła
koszulę w czasie drogi do łazienki, która miała rdze na widocznych
powierzchniach. Ściągnęła wszystkie ubrania, rzucając na podłogę.
Ciepła
woda spływała po jej ciele kaskadą, a każda kropelka sprawiała, że jej ciało
odpręża się. Przymknęła powieki, kiedy usłyszała głośny grzmot z dworu. Serce
na moment stanęło jej, gdy na ciele ponownie pojawił się chłód. Podkręciła
bardziej wodę, jednak dalej było jej zimno. Podniosła głowę do góry, a na
suficie lampa znów zaczęła dziwnie migać, jakby zaraz się popsuła. Identycznie
jak z uliczną latarnią. Zmarszczyła czoło. Chyba nie była sama.
Ejjj nooo ! Dawaj następny rozdział ! XD
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy rozdział ;)
UsuńSuper piszesz! Bardzo mi sie podobało i mówię to całkiem szczerze. Zyskałaś stałego czytelnika. Czy mogłabym Cię prosić o informowanie o nowych rozdziałach? Moje konto na tt: @KissLoveLaugh Z góry dziekuję ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
light-niall-horan-fanfiction.blogspot.com Dopiero zaczynam, ale sie staram ;*
Jestem pod wrażeniem! To jeden z najlepszych blogów jakie czytałam do tej pory. Chociaż to prolog to już mnie urzekł! :) Także jak poprzedniczka proszę o informowanie @agutek97, a na wszelki wypadek dodaje do obserwowanych. :D
OdpowiedzUsuńzapraszam, przyjmuję każdą krytykę http://love-is-like-weather-variable.blogspot.com/2013/09/spis-tresci.html :* życzę weny i do następnego ♥